sobota, 28 maja 2011

Wycieczka - Tatry



Tatry’5 - V 2011

4 dni w Tatrach i Zakopanem. Pogoda jak górach. Piesze wycieczki i zwiedzanie miasta. Nasi gimnazjaliści mieli okazję po raz piąty wyjechać na kilka dni w Tatry i niektórzy z nich skorzystali z tej okazji.
18 uczniów gimnazjum i dwie byłe uczennice naszej szkoły oraz trzech opiekunów wyjechało na wycieczkę w poniedziałek 23 maja. Po kilkunastogodzinnej podróży pociągami Zakopane przywitało nas we wtorkowy poranek słoneczną pogodą. Wszyscy uczestnicy po przybyciu na kwaterę, posiłku i krótkim odpoczynku wyruszyli w pierwszą trasę. Na początek coś łatwego i prostego – najczęściej odwiedzana z tatrzańskich dolin – Kościeliska. Słoneczna pogoda, piękne widoki, równiutka droga, potok. Prosto i łatwo, choć nie końca. Wąwóz Kraków nie sprawił jeszcze żadnych problemów, ale na drabince i na łańcuchach w Smoczej Jamie było już …wesoło. W Smoczej Jamie zawsze jest, delikatnie mówiąc, mokro. I ciemno. A to połączenie sprawiło, że wszyscy uczestnicy przeszli ją „nieco” ubłoceni. Niektórzy nawet bardziej niż „nieco” ;). Na szczęście nikt nie zrzucił z najbliższe skałki organizatorów, którzy zafundowali taką … małą atrakcję. Zejście do Doliny Kościeliskiej, wspólne zdjęcie i …dziwne grzmoty dochodzące gdzieś zza Giewontu, które nie wróżyły nic dobrego. Po kilkunastu minutach …zaczęło padać. A potem lać. Wszyscy przemoczeni prawie do suchej nitki (kurtki i peleryny przeciwdeszczowe niezbyt pomogły) udali się busem na kwaterę. I tu małe zdziwienie. W Kościelisku lało a w Zakopanem praktycznie sucho. Młodzież miała okazję przekonać się na własnej skórze jak zmienna jest pogoda w górach. Po posiłku krótki spacer po Zakopanem. A wieczorem i nieco …późnym wieczorem większość uczestników zasiadła do ...kart. Spokojnie, spokojnie. Żadnego hazardu. Standardowy „Tysiąc” opiekunów i niemieckie „UNO” weteranów obozów polsko-niemieckich.
W środę nasze plany uległy małym zmianom i zamiast od rana wyruszyć w trasę zabawiliśmy się następców Małysza. Wejście na obiekt pod Wielką Krokwią a potem wjazd wyciągiem krzesełkowym na szczyt skoczni. Lęk wysokości …eeeee. Wszyscy sprawnie i bez problemów wjechali i zjechali. Nikt nie skakał! Spacer Ścieżką pod Reglami na rozgrzewkę. Potem oczekiwanie na przewodnika i „spacer” Doliną Strążyska. Tu niektórzy troszkę się „zgrzali”. Ochłodę przyniósł wodospad Siklawica. Przydała się, bo już za chwilę wszyscy ruszyli ostro w górę Ścieżką nad Reglami. Podejście na Czerwoną Przełęcz rozerwało i rozciągnęło całą grupę. Przejście na Sarnią Skałkę i wspaniałe widoki z jej wierzchołka zrekompensowały jednak wszystkie trudy. Zejście Doliną Białego Potoku po takich trudach to już pestka. Późny powrót do Zakopanego a po nim obiad sprawił, że nikt nie miał już ochoty na zakupy na Krupówkach. Wieczorem znowu „Tysiączek” i „UNO”. Przygrywał na gitarze Mateusz. A a a i jeszcze zerwania, rozstania i powroty na prawie masową skalę :).
Czwartek miał być dniem najdłuższej wyprawy. I tak też było. Pogoda …jak to w górach. Rankiem trochę chłodno a w trasie słoneczko nieźle przypiekało. Delikatny wiatr sprawił, że część uczestników poczuła to dosłownie na własnej skórze dopiero po około trzech godzinach wycieczki. Najpierw jednak był wjazd na Kasprowy Wierch. Nie – to nie lenistwo, ale mieć okazję i z niej nie skorzystać? A na Kasprowym niespodzianka. Przewodnik wprowadził nas do wnętrza obserwatorium meteorologicznego. Mała wystawa sprzętu meteo i ratunkowego oraz bardzo ciekawy „wykład” przewodnika sprawiły, że wszyscy wychodzili bardzo zadowoleni. No a potem już zejście Suchą Doliną i Halą Gąsienicową prosto do schroniska Murowaniec („to ten zielony dach tam w dole”….. „proszę pana a dokąd idziemy?”). Nooo prawie prosto … „po drodze” trochę zboczyliśmy i zahaczyliśmy o Czarny Staw Gąsienicowy. Przecież to tylko małe pół godzinki marszu – aż żal nie zobaczyć („miał być kawałek,… auu …moje kolano”). W Suchej Dolinie śnieg – niektórzy wzorem przewodnika próbowali zjazdu. Nad Czarnym Stawem dało o sobie znać słoneczko i w ruch poszły kremy z filtrem UV. Zejście do Murowańca i odpoczynek a potem długi powrót przez Dolinę Jaworzynka. Dostało się opiekunom - kolano i kostka. Opuchlizny były całkiem ładne ;). Po zejściu obiad i to jak na historię i warunki naszych dotychczasowych wycieczek dość „ekskluzywny”. Trasa długa i męcząca, ale nie dla naszych gimnazjalistów jak się okazuje. Po obiedzie wszyscy ruszyli na zakupy na Krupówkach.
W piątek już na spokojnie – pobudka, pakowanie i sprzątanie. Potem obowiązkowo cmentarz na Pęksowym Brzyzku no i oczywiście Gubałówka. Potem mała obiadowa lekcja samodzielności i znowu zakupowe szaleństwo na Koprówkach, Kropkówkach, Karpówkach??? Nooo – wiadomo! Jeszcze tylko tradycyjnie pomnik Józefa Kurasia „Ognia” i już dworzec PKP. W Zakopanem obyło się bez problemów. W Krakowie nie było już tak wesoło. Na szczęście w ostatnim wagonie trzy przedziały jakby czekały na nas. W Poznaniu szybka przesiadka do Gniezna, gdzie już czekał na nas szkolny autokar. 8.45 Wapno. Uffffffffffffffffffffffffffff!!!
PS
Organizatorami wycieczki byli: Tadeusz Patelski i Maciej Ryska a w opiece nad uczestnikami wspomagała ich p. Monika Stachowiak.

Wrażenia??? To już pytanie do uczestników.
-----
zobacz foto

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz