niedziela, 26 czerwca 2016

Kozice z Wapna :)


Kozice z Wapna w Tatrach - 2016

4 dni w Tatrach i Zakopanem. Pogoda jak nigdy dotąd. Piesze wycieczki i zwiedzanie miasta. Nasi gimnazjaliści mieli okazję po raz siódmy wyjechać na kilka dni w Tatry i niektórzy z nich skorzystali z tej okazji.
Niektórzy a dokładnie niektóre bo w wycieczce wzięły udział same dziewczyny. Po czteroletniej przerwie udało się zorganizować kolejny wypad w góry. A wycieczka była już dwa razy prawie odwoływana. Gdy okazało się, że chętnych jest zbyt mało na wersję z podróżą autokarem organizator zastanawiał się czy nie zrezygnować. Ci którzy zgłosili się byli jednak zdecydowani jechać pociągiem. 20 osób i 3 opiekunów. Tak przewidywał plan. Nie tak szybko. Początek maja i jedna osoba rezygnuje. Następnego dnia kolejna a trzecia ma wypadek. Zostaje 17 uczestniczek. Koszty w przeliczeniu na ogólną liczbę okazują się zbyt wysokie a bilety grupowe zamówione na 23 osoby. Po raz drugi organizator waha się czy nie zrezygnować. Dziewczyny z klas 3 sprawiały wrażenie, że bardzo im zależy na wyjeździe, planowały rozmieszczenie w pokojach, co zabrać do jedzenia… Widać było, że cieszą się na myśl o tej wycieczce. Ryzyk-fizyk... Trzeba spróbować. Udaje się zmienić liczbę zamówionych biletów na przejazdy grupowe i …pozyskać dodatkowe fundusze. Po rozliczeniu okaże się, że gdyby nie dodatkowe środki zabrakłoby w ostatnim dniu ok. 300-400 zł. No to jednak jedziemy!!!
17 uczennic naszej szkoły oraz troje opiekunów wyruszyło w poniedziałek 6 czerwca. Tym razem inaczej niż zawsze. Uczestniczki musiały „same” dotrzeć na dworzec PKP w Gołańczy. To właśnie tam zgodnie z haromonogramem miała rozpocząć się wycieczka. Prawie wszyscy stawili się na miejscu zbiórki przed czasem i to sporo przed czasem ;) . Pożegnanie z rodzicami i zajmujemy miejsca w szynobusie. Pierwszy etap - do Poznania - przebiegł bez problemów. No może tylko sms z informacją o lęku wysokości jednej z uczestniczek - trochę późno… Na nowym dworcu Poznań Główny część uczestniczek biegnie oczywiście prosto do …pewnego znanego Fast foodu. W połączeniu z chipsami da to później „bolące” skutki u niektórych. Po ok. godzinie oczekiwania wsiadamy do pociągu Intercity do Krakowa Płaszowa. Bilet grupowy na szczęście przewidywał rezerwację miejsc. Wskakujemy do „naszego” wagonu a tam „nasze” przedziały częściowo zajęte. Pan Tadeusz szybko rozwiązał problem „opróżniając” je z podróżnych bez rezerwacji. Potem okazało się, że przy okazji mieliśmy trochę więcej miejsc niż przewidywała rezerwacja ;). Podróż nocą a spać się nie chce. 3a - najgrzeczniejsza - zdążyła trochę więcej „pokimać” a 3b i 1 …niestety wymęczyły się w podróży. W końcu była okazja do „nocnych Polaków rozmów” i słuchania muzyki (oczywiście z telefonów). Wczesny wtorkowy ranek i oczekiwanie w Płaszowie na kolejne połączenie. Zmęczenie? A jakże. Ale co tam - najważniejsze, że w budynku dworca są gniazdka elektryczne i można ładować smartfoniki - bez tego tragedia. Ostatni skok do Zakopca trwał niestety ponad 3 godziny.
Po kilkunastogodzinnej podróży pociągami Zakopane przywitało nas we wtorkowe południe słoneczną pogodą. Wszyscy uczestnicy po przybyciu na kwaterę, posiłku i krótkim odpoczynku wyruszyli w pierwszą trasę. Na początek coś łatwego i prostego – najczęściej odwiedzana z tatrzańskich dolin – Kościeliska. Słoneczna pogoda, piękne widoki, równiutka droga, potok. Prosto i łatwo, choć nie końca. Wąwóz Kraków nie sprawił jeszcze żadnych problemów, ale na drabince i na łańcuchach w Smoczej Jamie było już …wesoło. W Smoczej Jamie zawsze jest, delikatnie mówiąc, trochę mokro. I ciemno. Tym razem tylko kilka osób wyszło nieco umorusanych. Na szczęście nikt nie zrzucił z najbliższe skałki organizatora, który zafundował taką … małą atrakcję. Aaa - lęk wysokości uczestniczki - tej od sms-a - wdrapała się po drabinie a potem po łańcuchach bez żadnego problemu. Jeszcze mały problem z klaustrofobią przed wejściem, ale okazała się, że kolejna uczestniczka poradziła sobie wzorowo. Uff! Zejście do Doliny Kościeliskiej na Halę Pisaną, wspólne zdjęcia i podziwianie widoków - m.in. tego tam… jak mu było …śpiącego rycerza czy jakoś tak ;) . Powrót busem i obiad. A po obiedzie …. Połowa uczestniczek nie miała sił na marsz na kwaterę. No cóż… Następny bus.
Środa miała być dniem najdłuższej wyprawy. I tak też było. Pogoda …jak to w górach. Rankiem trochę chłodno a w trasie słoneczko nieźle przypiekało. Tylko wstać tak wcześnie rano. Co to za wycieczka? Wyspać się nie dają i każą chodzić ciągle. Przewodnik tuż przed godziną 8.00 namówił organizatora na kolejny wydatek - bus do Kuźnic zamiast krótkiego spaceru. Ale co tam - przynajmniej krótko w kolejce na dolnej stacji kolei linowej ma Kasprowy Wierch. Nie – to nie lenistwo, ale mieć okazję i z niej nie skorzystać? W trakcie jazdy specjalna opieka nad „lękiem wysokości”. Jedna z uczestniczek zamknęła oczy a druga - ta od sms-a - …przykleiła się do przedniej szyby wagonika i podziwiała widoki ;). Oj ta Mama.
A na Kasprowym trzeba słuchać przewodnika. O dziwo słuchają. I to bardzo uważnie. Pan Marek Marzec, który był naszym przewodnikiem w tym dniu, opowiadał o górach bardzo ciekawie, nie za dużo, nie za mało i z humorem. Na Kasprowym dziewczyny zostały nazwane przez p. Marka „Kozicami”. I miały pierwszą sesję fotograficzną. Potem żwawo pomaszerowały na Beskid. Na 2012 m. n.p.m. zostały przemianowane na „Sarenki”. Krótki odpoczynek, sesja fotograficzna i zejście na Przełęcz Liliowe. Tu powtórka z rozrywki. Większość po odpoczynku ochoczo pozowała p. Markowi. Po drodze do schroniska Murowaniec Kozice zostały „Gwiazdami”. Po odpoczynku pytanie - idziemy nad Czarny Staw Gąsienicowy czy wracamy od razu do Kuźnic. Cztery dziewczyny nie miały za bardzo ochoty na dodatkowy „spacer”, ale po uderzeniu pięścią w stół i słowach Zuzi „To po co tu przyjechaliśmy? Idziemy” decyzja zapadła. I opłaciło się. Super widoki i oczywiście kolejna sesja zdjęciowa. A Kozice zostały przemianowane na „Syrenki”. Te określenia i sposób prowadzenia wycieczki przez p. Marka tak bardzo spodobał się dziewczynom, że wieczorem dopytywały się czy następnego dnia też pójdzie z nami w góry. I były bardzo zawiedzione, że niestety nie może. Po odpoczynku nad Czarnym Stawem powrót Halę Gąsienicową a potem już długi marsz przez Dolinę Jaworzynka. Trasa długa, ale Kozice dotarły do Kuźnic zgodnie z przewidywaniami p. Marka. A po obiedzie miały jeszcze siły na zakupy na Krupówkach.
W czwartek pobudka nieco później, ale i tak najmłodsze Kozice trochę przyspały ;). Przewodnik umówiony na godz. 9 a niebo zachmurzone i zaczęło padać. Na szczęście chmury rozwiało i mogliśmy ruszać w trasę. Najpierw busem do Toporowej Cyrhli a później już szlakiem na Wielki Kopieniec. Samo podejście krótkie, ale dość ostre. I znowu piękne widoki. Potem zejście na Polanę Olczyską, przystanek przy Wywierzysku Olczyskim i przez Nosalową Przełęcz krótkim choć ostrym podejściem na Nosal. Odpoczynek tuż na skraju urwiska i schodzimy do Kuźnic a potem busem pod Wielką Krokiew. Obowiązkowo trzeba było przecież zaliczyć wjazd wyciągiem krzesełkowym. Tylko te „lęki wysokości”. Obyło się bez problemów i wszystkie Kozice wjechały i zjechały. A po obiedzie oczywiście Krupówki.
W piątek już na spokojnie - pobudka, pakowanie, sprzątanie. Przejazd na dworzec PKP i po pozostawieniu bagażu w dworcowej przechowalni pieszo po Zakopanem. Najpierw pomnik „Ognia”, potem wjazd na Gubałówkę i oczywiście po zjeździe Cmentarz na Pęksowym Brzyzku (uwaga! za wstęp biorą złotówkę od osoby). Po zwiedzaniu przyszła kolej na obiadową  lekcję samodzielności - praktykowaną na każdej naszej wycieczce  do Zakopanego w ostatnim dniu pobytu. Kozice poradziły sobie znakomicie i żadna nie była głodna. Jeszcze tylko trochę zakupowego szaleństwa na Krupówkach i powrót na dworzec. Chwila oczekiwania i przejazd do Płaszowa. Tu półtorej godziny ładowania akumulatorów w telefonach i pociąg do Poznania. Tym razem wręcz luksus - 6-osobowe przedziały z klimatyzacją, gniazdkami elektrycznymi i porządnym regulowanym oświetleniem. Tak to można podróżować. W Poznaniu sennie. Czas zleciał jednak szybko. Szynobus do Wągrowca i o 8.45 byliśmy na miejscu. Zanim opiekunowie zdążyli się zorientować część Kozic została prawie „porwana” przez swoich rodziców. Wkrótce wszystkie Syrenki wraz z rodzicami odjechały do domów. Koniec! Uff!!! Wszystkie cało i zdrowo wróciły. Najważniejsze!
MR

PS
Organizator dziękuje opiekunom - p. Dance i p. Tadeuszowi oraz wspomagającej nas p. Agnieszce.


FOTO 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz